Nie ukrywam, że dużo czasu zajęła mi praca nad moją pierwszą książką. Prawie trzynaście lat. Tak nie przywidziało się wam. Tyle czasu mi to zajęło. Bezustannie musiałem mierzyć się z przeciwnościami losu. Ciągła praca i nadgodziny powodowały, że często byłem zbyt zmęczony, by zasiąść do komputera i wyklepać tych parę zdań, a kiedy już to następowało, okazywało się, że wszystko musiałem przejrzeć jeszcze raz i wprowadzić szereg poprawek, które przestały mi pasować to całości. Gdzieś po drodze nastąpiły również zmiany w moim życiu. Ożeniłem się, po drodze pojawiło się dziecko i tak się to ciągnęło. Ostatecznie zmieniłem pracę na mniej wymagającą, która pozwalała mi na poświęcenie powieści więcej czasu. Ostatnie rozdziały napisałem na kolanach, codziennie jadąc autobusem do pracy, około czterdziestu minut w jedną stronę. Ostatecznie udało mi się.
Skąd pomysł? Zdaję sobie sprawę, że historia nie jest jakoś oryginalna czy skomplikowana... przynajmniej na razie. Jednak kiedy byłem mały, napisałem swoje pierwsze opowiadanie na sześć stron na kartkach w formacie A4. Potem legło gdzieś pod stosem zeszytów i innych notatek, jakie prowadziłem. Po wielu latach, gdzie w międzyczasie czytałem i pisałem coraz więcej, szlifując swoje umiejętności, odnalazłem to rękodzieło i o zgrozo... byłem z jednej strony przerażony, jak mogłem napisać takiego gniota z drugiej, kiedy moja wiedza była już znaczna, pomyślałem sobie - Czy nie zasługuje to na drugą szansę?
Zacząłem więc pisać historię od nowa, zapożyczając z oryginału jedynie parę imion i miejsce akcji. Bazę wojskową zmieniłem w stację badawczą, uzbrojony po zęby personel, podmieniłem na specjalistów różnych dziedzin i zmniejszyłem ich skład. Nawet zagrożenie, z którym przyszło się zmierzyć moim bohaterom, przeistoczyłem w coś znacznie bardziej skomplikowanego i groźniejszego, jednocześnie starając się podkreślić inne zagrożenia, z jakimi trzeba było stawić czoła na Karamis.
Karamis... Pusty, zimny i nieprzyjemny świat, pozbawiony bieli, pełen szarości i kiepskich widoków, gdzie trujące powietrze uniemożliwiało swobodne oddychanie. Jest wiele filmów i powieści, gdzie przedstawiano różne mroźne światy, dlaczego więc Karamis miał być inny?
Może to przez tę szarość, która wyróżniała Karamis na tle innych lodowych planet. Początkowo nie miałem tego w planach. KIedy zacząłem pisać "Poniżej Zera", wiedziałem, że ten świat musi się czymś wyróżniać. Szukając natchnienia, przeglądałem w internecie różne zdjęcia, aż trafiłem na niepozorny obraz fragmentu spiczastego kamienia, wokół którego widać było jedynie skalistą, płaską powierzchnię, a wszystko to w kolorach odmiennej szarości. Coś mnie przykuło do tego ponurego, wręcz przygnębiającego obrazka, pozbawionego jaskrawych kolorów czy charakterystycznej bieli. Wtedy do mnie dotarło, że to jest to. To jest powierzchnia Karamis.
Chyba najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że prolog napisałem na samym końcu. Kiedy kończyłem powieść, czytając ją po raz enty od początku, nadal czułem, że czegoś mi tu brakuje, że całe to spotkanie z głównym protagonistą następuje zbyt szybko. Tak więc początek historii, powstał na samym końcu. Zabawne jak to się ułożyło.
Kiedy pisałem książkę, już w połowie wiedziałem, jakie będzie jej zakończenie i że zostawiało mi ono otwartą furtkę. Jeszcze nie miałem pojęcia, jaki i czy będzie jej ciąg dalszy. Teraz już wiem, że tak, jeśli będzie mi dane ją opublikować. Opowieść ta jednak podąży nieco innym torem, dodając nowe wątki, jednocześnie dając odpowiedzi na pewne pytania, które się nasuwają.
Ale to już zostawię na inny czas.
Stwórz łatwo własną witrynę internetową z Webador